oświeca mnie, doznaję iluminacji nieco spóźnionej: przecież jest pociąg, który ktoś musiał stworzyć i ktoś musi nim kierować. Z tą radosną myślą, ledwo powłócząc nogami, docieram do kabiny maszynisty, przez krótki czas mocuję się z drzwiami, w końcu udaje mi się je otworzyć i zaglądam do środka. W tym momencie czuję zimny pot na skroniach, na całym czole, nade mną klęczy pochylona Julia i przykłada kolejny zimny okład, chrupią kostki lodu w ręczniku, kątem oka widzę ojca na progu kuchni, z niepokojem przygląda się scenie mojego przebudzenia, wydaje mi się, że chce do mnie podejść, odezwać się, że to uderzenie, zadanie