językiem, dotknął palcami ściany. Przesunął po niej dłonią, zastygł w bezruchu. Słyszał wyraźnie skrzyp podłogi i głośny kobiecy oddech. Uśmiechnął się. Gorada była tuż-tuż i nie spostrzegła jego przyjścia. Skradał się więc dalej. Przylgnął do ściany tak blisko, że aż przytulił do niej policzek. Stąpał powoli, ostrożnie, przy trzecim, czwartym kroku nieco śmielej. Gorada stała przy palenisku, tyłem do sieni. Pochylona nad stołem gniotła ciasto na chleb. Magwer patrzył na jej wygięte w łuk plecy, wypięte biodra, naprężone uda. Widział, jak pochyla się raz za razem, jak linie jej ciała gną się i wikłają, głowa podnosi i opada.<br>Rozpinając pas