się pocałunkami. - To jest poker, rozumiesz, poker! - Odciągnął mnie pod błękitno-srebrzystą ścianę, pięknie odbijającą połyski znów zapalonej lampy-sputnika. Za nami przeciskała się narzeczona. - Licytujesz, rozumiesz, zostajesz na końcu z jednym facetem, cała reszta odpada, a ty masz najwyższego pokera. Wykładacie karty i on nie ma nic, jedyną parę czy coś. Więc myślisz, że wygrałeś, ale wtedy on mówi: <orig>pernambuko</>. Rozumiesz? <br>- Jakie <orig>pernambuko</>? - wtrąciła się narzeczona. - Jakie <orig>pernambuko</>? <br>- Czekaj, Inga. Otóż, rozumiesz, on ma spluwę i dlatego wygrywa <orig>pernambuko</>, a nie poker, rozumiesz mnie? Tak jest, stary, tak jest. <br>- Upiłeś się - powiedziała narzeczona. <br>- Czekaj, czekaj! Ty wygrywasz, ale ciągniesz grę dalej