która z wdzięcznością przyjęła miskę w podarunku. Nawarzyła ryżu z ingrediencjami, sypiąc ziół wszelakich i korzeni, i zaprosiła ich na pilaw. Tadżi lepił z niego tłuste kulki i wtykał do ust każdemu po kolei. Ziuta, od której zaczął, trzepnęła go po ręce. Tadżi żachnąwszy się wytrzeszczył oczy. I licho wie, czym by się to skończyło, gdyby Jaśka nie wtrąciła przytomnie: "Przeproś starego i nadstawiaj gębę, bo taki u nich zwyczaj. Inaczej guzik skosztujemy, a widać, że to smaczne!"<br>Od ulicy, którą truchtały objuczone osiołki, <orig>iszaczki</> podliniałe, domek miał ślepe ściany, wyglądał oknami na dziedzińczyk opasany murem z gliny. Krzewiły się tu drzewka