Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
która z wdzięcznością przyjęła miskę w podarunku. Nawarzyła ryżu z ingrediencjami, sypiąc ziół wszelakich i korzeni, i zaprosiła ich na pilaw. Tadżi lepił z niego tłuste kulki i wtykał do ust każdemu po kolei. Ziuta, od której zaczął, trzepnęła go po ręce. Tadżi żachnąwszy się wytrzeszczył oczy. I licho wie, czym by się to skończyło, gdyby Jaśka nie wtrąciła przytomnie: "Przeproś starego i nadstawiaj gębę, bo taki u nich zwyczaj. Inaczej guzik skosztujemy, a widać, że to smaczne!"
Od ulicy, którą truchtały objuczone osiołki, iszaczki podliniałe, domek miał ślepe ściany, wyglądał oknami na dziedzińczyk opasany murem z gliny. Krzewiły się tu drzewka
która z wdzięcznością przyjęła miskę w podarunku. Nawarzyła ryżu z ingrediencjami, sypiąc ziół wszelakich i korzeni, i zaprosiła ich na pilaw. Tadżi lepił z niego tłuste kulki i wtykał do ust każdemu po kolei. Ziuta, od której zaczął, trzepnęła go po ręce. Tadżi żachnąwszy się wytrzeszczył oczy. I licho wie, czym by się to skończyło, gdyby Jaśka nie wtrąciła przytomnie: "Przeproś starego i nadstawiaj gębę, bo taki u nich zwyczaj. Inaczej guzik skosztujemy, a widać, że to smaczne!"<br>Od ulicy, którą truchtały objuczone osiołki, &lt;orig&gt;iszaczki&lt;/&gt; podliniałe, domek miał ślepe ściany, wyglądał oknami na dziedzińczyk opasany murem z gliny. Krzewiły się tu drzewka
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego