robi na scenie, falbana jej strasznego szlafroczka w kolibry, przywiezionego z Brukseli, wsparła sięo uniesionąpiętę, dziecięco po kąpieli różową, straszny szlafrok w kolibry (nie cierpię!) targnięty gestem jej rąk najeżył się gęstym, jak u sutanny, rzędem guziczków, rozwarł swe poły, zobaczyłem piersi mojej Nel, lewą omdlałą i prawą, która się dźwignęła wraz z wyciągnięciem ręki, <page nr=161> karminowa sutka, lśniąca od kremu, jak gdyby spojrzała na mnie, głupio, bacznie i złośliwie, takim starym króliczym okiem - tak się upozowała moja Nel w środku naszego przedpokoju, na zielonym plastikowymchodniku, w drodze z łazienki do sypialni, w pół godziny po blisko półrocznej nieobecności, po tym wielkim