Typ tekstu: Prasa
Tytuł: Detektyw
Nr: 1 (149)
Miejsce wydania: Warszawa
Rok: 1999
w marynarce, krawacie i wyczyszczonych trzewikach siedział przed swoją chatą i wpatrywał się w niebo. Dopiero po szczęśliwym opanowaniu pożaru, przypomniano sobie o niespełna rozumu sąsiedzie Stanisława Sz.
Ku zdziwieniu ludzi, Antoni W. od razu przyznał się, że to on podpalił stodołę państwa Sz. "Zepsuł się radar, więc musiałem im dać jakiś sygnał, gdzie mają wylądować" - mówił. "Ale przestraszyliście ich, więc przylecą po mnie innym razem".

Szaleniec

Teraz dopiero wieś uświadomiła sobie, że ma do czynienia z niebezpiecznym szaleńcem. Zawiadomiono milicję, a ta, kiedy zorientowała się na miejscu, w czym rzecz, wezwała karetkę ze szpitala psychiatrycznego. Antoni W. został odwieziony do
w marynarce, krawacie i wyczyszczonych trzewikach siedział przed swoją chatą i wpatrywał się w niebo. Dopiero po szczęśliwym opanowaniu pożaru, przypomniano sobie o niespełna rozumu sąsiedzie Stanisława Sz.<br>Ku zdziwieniu ludzi, Antoni W. od razu przyznał się, że to on podpalił stodołę państwa Sz. &lt;q&gt;"Zepsuł się radar, więc musiałem im dać jakiś sygnał, gdzie mają wylądować"&lt;/&gt; - mówił. &lt;q&gt;"Ale przestraszyliście ich, więc przylecą po mnie innym razem"&lt;/&gt;.<br><br>&lt;tit&gt;Szaleniec&lt;/&gt;<br><br>Teraz dopiero wieś uświadomiła sobie, że ma do czynienia z niebezpiecznym szaleńcem. Zawiadomiono milicję, a ta, kiedy zorientowała się na miejscu, w czym rzecz, wezwała karetkę ze szpitala psychiatrycznego. Antoni W. został odwieziony do
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego