w marynarce, krawacie i wyczyszczonych trzewikach siedział przed swoją chatą i wpatrywał się w niebo. Dopiero po szczęśliwym opanowaniu pożaru, przypomniano sobie o niespełna rozumu sąsiedzie Stanisława Sz.<br>Ku zdziwieniu ludzi, Antoni W. od razu przyznał się, że to on podpalił stodołę państwa Sz. <q>"Zepsuł się radar, więc musiałem im dać jakiś sygnał, gdzie mają wylądować"</> - mówił. <q>"Ale przestraszyliście ich, więc przylecą po mnie innym razem"</>.<br><br><tit>Szaleniec</><br><br>Teraz dopiero wieś uświadomiła sobie, że ma do czynienia z niebezpiecznym szaleńcem. Zawiadomiono milicję, a ta, kiedy zorientowała się na miejscu, w czym rzecz, wezwała karetkę ze szpitala psychiatrycznego. Antoni W. został odwieziony do