ze śmieciem. W rękach trzymał kurczowo latawca, Anielka, dokuczliwa i zła, wrzeszczała, ciągnąc za szmaciany ogon, lecz Boruch zapatrzony nie słuchał. W rozwartym oknie domu naprzeciw stała pani, którą już trochę znał, straszna i pociągająca zarazem. Pani czesała grzebieniem włosy krótkie, lecz bujne, wzrokiem zaś błądziła gdzieś ponad kominem ich dachu. Najstraszniejsze było, że nie miała na sobie sukni. Koronkowa kremowa koszula zwisała z jednego ramienia, widać było nagie ciało i przedziwnie różową pierś. Ten nienaturalny różowy kolor skóry zaniepokoił Borucha. Wydał mu się wyraźnie straszny, a jednocześnie słodkawy i Boruch był przekonany, że gdyby polizać językiem, to skóra miałaby smak