wydobyć się z gardeł naszych żon, naszych kobiet, wciąż zdradzanych, bo przecież zdradzonych na początku świata przez takie a nie inne jego stworzenie. W wielu chwilach gardzę przecież swoją facetowatością, swoim kutasizmem i chciałbym za to jakoś przeprosić, za te chwile, gdy moja chuć wędruje poza rodzinny dom, gdy nie daje się już sublimować w ramach małżeńskiego seksu. Więc może skowyt. <br>Na końcu imprezy, gdy wszystko zostanie kulturalnie podane, chóry odśpiewają lamentacje, gdy ludzie poczują się podniośle, uroczyście i szlachetnie, nagle zabrzmi dziwna wokaliza, przeradzająca się w straszliwy skowyt. Skowyt, przy którym popisy Sinead O'Connor to małe miki, chociaż to byłby mniej