zawołał Roman chwytając go za łokieć. - Masz tu, masz... 100, 200, 300, 350, 390 złotych. Idź, wynoś się, nie pokazuj się bez drobnych - wcisnął mu w rękę pieniądze i pchnął go w kierunku wyjścia. - Czego chcesz! - wrzasnął na Kantarę.<br>- Tam... idźże tam, ten w okularach... - Ty! Wynoś się, bo ci dam w łeb!<br>- No, Romciu... przecież... no widzisz...<br>Pięciu panów wałęsających się po rewirze otoczyło Romana. - No i co z tą resztą? Długo to będzie trwało? Panie, przecież ja muszę iść! Niechże pan wyda!<br>- Ach, proszę panów, posłałem już... wnet przyniesie. Kantara wyłonił się spomiędzy gości i wyciągnął ku niemu rękę