ja nareszcie pozbędę się tej zmory, szczerze mówiąc, doprawdy śmiechu wartej, gdyby nie to, że zadręczała mi ojca.<br><br><tit>X</><br>Zamówiwszy obiad zadzwoniłem do pensjonatu, że nie przyjdę. Po czym nakręciłem numer adwokata Campilli, ale zanim się telefon u niego odezwał, powiesiłem słuchawkę. Dzwoniłem z szatni, pełnej osób, którym nazwiska księdza de Vos i monsignora Rigaud musiały być znane. Lepiej więc było stąd nie referować moich rozmów Campillemu. Zadzwoniłem więc z poczty w parę godzin później, pamiętając, że Campilli śpi po obiedzie.<br>Przez ten czas oba poranne spotkania utasowały mi się w głowie. Od księdza de Vos wyszedłem w nastroju sceptycznym, od