jeszcze intensywniejszy - tak, że przez parę pierwszych minut musiałem o nim myśleć, zapach ten - jeszcze zapach, można by rzec - przeszkadzał mi przez pierwszych kilka minut rozmowy skupić się na jego słowach - zamiast tego musiałem myśleć o ewentualnej chorobie, o jakiejś biedzie, o której nie wie, o cierpieniach i stresach, które deformują przemianę materii - o czymś, co czai się w ciele...i o czym mu nie wolno powiedzieć, bo przecież tak łatwo byłoby go zniszczyć. Postanowiłem nadal szanować tę jego wiarę, ten świat - wykluwający się mistyczny świat z mózgu dobrego, dziecięco egotyczne- go... Czyżby Bóg mieszkał tak blisko choroby?... Z drugiej strony