Książka Johnsona nie udziela na to niestety odpowiedzi.<br>Jego maksymalizm etyczny, każący mu zohydzać co tylko zohydzić się daje, nie jest tożsamy z surowością inkwizytora, palącego na stosie zatrute (lub napisane zatrutą ręką) dzieła.<br>Idea "oczyszczenia" kultury, twórczości czy nauki z wszystkiego, co nie jest dziełem ludzi ustabilizowanych, wiernych zasadom dekalogu i zawsze dających w życiu świadectwo prawdzie (i to zgodnej z tym, co za prawdę uznaje sam Johnson), idea taka byłaby wprawdzie ideą obłędną, ale przynajmniej konsekwentną.<br>Łatwiej byłoby wówczas zrozumieć, czemu służy - w praktyce - owo "wejrzenie w szereg indywidualnych przypadków tych, którzy, starali się doradzać ludzkości", "zbadanie ich moralnych