nie rozumiałem. Łkając, rzuciłem się w jedyne, sprzyjające mi, objęcia macochy w poszukiwaniu schronienia przed ojcem i ironicznymi spojrzeniami brata.<br> Alka bardzo rozbawiło moje opowiadanie, bo nie znał rodzinnych skutków mojego "wyherbienia się", jak je ładnie nazwał. Wychodziliśmy na wspólny spacer w pogodnym nastroju, kiedy, w przedpokoju, sięgnąłem po mój dekiel. Widocznie mój gość, wchodząc, nie zauważył go, bo teraz wykrzyknął, jakby nie wierzył własnym oczom:<br>- Wstąpiłeś do korporacji! Zacząłem się jakby trochę przed nim tłumaczyć, zachwalając szacowną Arkonię, ale to i tak nie miało znaczenia. Na ulicę wyszliśmy w milczeniu. Kiedy przechodziliśmy na drugą stronę Matejki, Alek powiedział:<br>- Ty, jak