spotkania z księdzem Ulderico przybity. Nękała mnie obawa, czy moje własne doświadczenia nie zmącą tego, co miałem w Turynie robić; zwątpiłem w siebie uzbrojonego co prawda w książkową wiedzę, lecz naznaczonego jakoś diabelskim piętnem. Przystanąłem przed furtką do mojego mieszkania obok kościoła Świętego Grzegorza i, nie zwracając uwagi na ulewny deszcz, wpatrywałem się długo w wielką kałużę, w której podmuchy wiatru, przepływy mgły i refleksy wieczornych świateł to rysowały, to zmazywały zapomnianą (jak sądziłem), złowrogą twarz. Ale nie wdarła się do moich snów, ani tej nocy ani następnych. O włos od nowych wahań i rozterek, uznałem to za dobry znak. Niebo