zawładnięcia... mną... zakusy... na mnie"), łechtanie, czyli powolną torturę, jaką zabawia się - znowu - czyjaś ręka. Wreszcie krzyk potępionego, spadającego w niepojęte!... Co więcej, nie mogąc podjąć cudzego cierpienia - ale kto mógłby je udźwignąć? - ze strachu sam czyni zło albo, przynajmniej, przerzuca gniew i wściekłość własną na bliźnich.<br>Czyżby więc Gombrowiczowski diabeł był całkiem uwewnętrzniony? Nie takie to pewne. Bo <q>"gdy raz pójdzie w drzazgi fasada zwyczajności, umieszczenie nasze w kosmosie staje się, czym jest w istocie, mianowicie czymś bezdennie niepojętym, a więc zawierającym możliwość wszystkiego"</>. A zło nie jest - w gruncie rzeczy - niczym innym niż chaosem w natarciu (D II 288