skrzywił się, jakby grymasząc, Istvan.<br>- Ale po co?<br>- Szukałem prawdy - wyznanie brzmiało jak wymyślne kłamstwo, aż sam się zawstydził.<br>- Na czyje zlecenie? - widząc, że z niesmakiem milczy, tłumaczył, jak upartemu dziecku; - Ja tu zostanę. Mnie nie można ruszyć, bo nawet już nie wypada. Jakby Bajcsyego tknęli, zaraz zaczną pytać: a dlaczego nie resztę? Już wyniosło mnie za wysoko. Krytykować mnie, to podważać partię. Tylko ci, co nic nie robią, są bez skazy. Rozumiesz? Ja nie mam ochoty ustąpić miejsca byle durniowi! Jak trzeba było odwalić brudną robotę, mnie ją powierzali. I byłem wtedy dobry. A teraz patrzą na mnie jak na