Okólnik. Mieliśmy jeszcze trochę czasu, więc zaciągnąłem ją do Saloniku Chopinów na Krakowskim. Trochę głupio, że dotąd tam nie byłem, że nie byłem w pokoju, gdzie on koncertował, nie stanąłem przy oknie, z którego na bruk runął jego fortepian, aż "jękły głuche kamienie". Tylko czy to mi pomoże w zrozumieniu, dlaczego ta muzyka jest tak cholernie polska? Nie wierzę! Ćmoje-boje. Tylko granie, tylko mrówki na pięciolinii. I chorągiewki. <br><br>Trzy stare fortepiany, sztychy, portrety, meble w stylu biedermeier. Okno w tiulach. Staję przy jednym z nich. To pewnie z tego... runął. - Podchodzę do fortepianu... Śmieszny, salonowy instrument! Czy mam sobie wyobrażać