wierzyłem, runął. Pozostało coś, co filozofowie nazywają czystym "ja". Nic więcej, tylko ja. Ambasador czuje się nieswojo. Tej <page nr=25> "roli" jeszcze nie grał (byśmy to wiedzieli w I akcie żona - ersatz "amerykańskiej blondynki" - domaga się zdekonwencjalizowania męża). Ta "nowość" potencjalnie grozi nam wszystkim. Normy, stroje, konwencje uzależniają nas, krępują, ograniczają i dławią, ale jednocześnie bronią przed samotnością odpowiedzialności. Dopóki one są, nic nie idzie na nasz osobisty rachunek, jest z czego ściągnąć, do czego się odwołać. Są ponad nami, mimo że tylko u nas.<br> W tym właśnie momencie Pełnomocnik składa swoją propozycję: Ambasador pozostanie Ambasadorem, będzie reprezentował, występował, podpisywał, jednym słowem będzie