rozmaitymi postaciami, jajka w majonezie, grzybki, korniszony. Potem lokaj roznosił zupę rybną albo grzybową - do wyboru. Co i raz pani Reidernowa zanurzała srebrną łyżkę, sięgając na przemian do obu parujących waz. Po zupie Wincenty podał karpia, gotowanego "po polsku", z atencją podsuwał półmisek, od lewej. W pewnej chwili Irenka poczęła dławić się ością. Marta zerwała się, ale powstrzymała ją uwaga Borowskiego, że nie wolno wstawać od wigilijnego stołu. Zdanie dziedzica podtrzymała Reidernowa: w żadnym razie, to grozi śmiercią któregoś z biesiadników.<br>- Ależ ona się udusi! - krzyknęła Marta, bo dziecko zrobiło się sine, prawie granatowe.<br> Praktykant Andrzej przechylił się więc poza plecami