się tak na obrazach, najwyżej epizodyczną postać, jakąś pastereczkę czy pazia, a nie jedyną kobietę życia. Potem, w ten pierwszy wieczór, filtry, przez które spoglądałem na Gosię, już w niej zakochany, już wiedząc, że ona jest tą jedyną, zmieniały się wielokrotnie. Najpierw, w syrence, pokochałem niesforną blondynkę z niskim głosem, dmuchającą raz po raz na grzywkę, która wpadała jej w oczy. Potem, po kilkunastu minutach rozmowy, pokochałem w niej małą, kruchą roślinkę, jaką będę chciał opiekować się przez całe życie, wreszcie spostrzegłem zgrabne nogi, a przede wszystkim piersi ukryte pod białą bawełnianą koszulą, których zdobycie będzie spędzało mi sen z powiek