ze sobą wszędzie. Przychodzi dzień, że nagle wszystko staje się znowu jasne, wtedy to ja, nie wiadomo jak i dlaczego, chowa się gdzieś w głębinach siebie, sobości, zapada w krótszy lub dłuższy sen, letarg, oczekując tylko na hasło wywoławcze, na sprzyjający jego przebudzeniu zestaw sytuacji, i to się czuje, kilka dni wcześniej już się o tym wie, nic nie można poradzić. Czeka się na przebudzenie. Najgorsze jest właśnie czekanie, jego nieuchronność, ten najpaskudniejszy błąd czekania... <br>Lubiłem, tak jak inni, schodzić do miasta. Nad rzeką zawsze jacyś zakochani w sobie po duszę, rodziny z dziećmi na moście, kawiarnie z głośną muzyką do późnych