dzień tonął we wspomnieniu. Róża splotła dłonie i patrzyła w pustą scenę, na której działa się przeszłość. Wzrok jej - zrazu ciepły; jasny - chłód, nasiąkał mrokiem. Powoli skinęła głową. <page nr=99><br>- Tak, tak - rzekła - mój synu. Ot i przyjechałam! Ot, i patrzę na marzenie moje. Ot, i nie tylko do innego świata, ale do czasu innego przedostałam się. No, i co? - odwróciła się gwałtownie twarzą do Władysia. - Co z tego? Czy mnie od tego lżej będzie? Pięknie! prawda. Ale smutne, smutne! Umierali, umierają, umierać będą. Wszystko jedno, gdzie, kiedy - umrzeć zawsze i wszędzie jest straszno!... Myślałam, że w cudownym takim kraju, gdzie w końcu października