nic nie jadłeś.<br><br> Byłem studentem, dziewiętnastoletnim chłopem, ale mówiła mi Pani po imieniu - "Wiktorek', co Aśka za każdym razem poprawiała, ale i tak zostałem dla jej mamy Wiktorkiem. Zjadałem wtedy u Was kolację i otrzymywałem nie tyle nawet zaproszenie, ile nakaz regularnego bywania na posiłkach, począwszy od następnego dnia, aż do czasu, gdy wróci moja matka. Mama moja wracała i znów wyjeżdżała, jak to ona, więc ileż tych kolacji, obiadów, a także śniadań po całonocnej pracy z Aśką nad tłumaczeniem starocerkiewnosłowiańskich tekstów lub referatem o Sępie-Szarzyńskim - sto? dwieście? - w każdym razie, Pani zdaniem, i tak za mało, skoro ciągle byłem chudy