i próbuje się uczepić burty, podniósł się. Pobiegliśmy. kawałek, póki starczyło łachy. A kiedy się skończyła, zaczęliśmy -się ścigać, kto. pierwszy dopłynie. Mężczyźni znikli. Wieśniewicź pomógł mi dostać się na łódkę, bom się zadyszał. Za to do <page nr=204> wioseł nie kwapił się. Zasiedliśmy do nich ja z Włoszką. W parę minut dobiliśmy do brzegu. A przy samochodzie narada, gdzie teraz jechać z kolei. O tym, żeby zostać w Fiumicino na wieczór, Wieśniewicz nie chciał słyszeć, że - krzykliwie i nieefektownie.<br>- Inna rzecz kąpiel - powiedział. - Lubię tę płażę, bo kiedy się nie ma na to ochoty, nie spotyka się znajomych, ale kolację możemy zjeść