ulgą dopiero wówczas, gdy weszli na dziedziniec pobliskiego meczetu, skąd długo jeszcze, bo nie odważyłem się wstać i trzymając się cienia przy murze, ruszyć przed siebie, dobiegały okrzyki, a potem miarowy szmer głosów wielbiących Boga Miłościwego, Litościwego i proszących, błagających o pomoc:<br>- Prowadź nas drogą prostą, drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami,<br>i dopiero wtedy, nie wychylając się ani na krok z cienia przy ścianie, poszedłem przed siebie, i nie prosiłem, wprost przeciwnie, dziękowałem pokornie Panu Bogu za dobrodziejstwo: że prowadził mnie drogą prostą, choć jakże daleką i nieprzebytą jeszcze do końca, drogą z domu do domu, drogą, której przejście - wiedziałem to