pracy Gawlika, ale najchętniej siadywałem przed bramą na ławeczce obok stróża Franciszka, z którym szybko zawarłem przyjaźń.<br><br>Franciszek był bardzo stary. Twarz miał porośniętą rzadką, siwą szczeciną, gdyż nie uznawał golenia i tylko raz w tygodniu przystrzygał ją nożyczkami.<br><br>Witał mnie zawsze tymi samymi słowami:<br><br>- Dzionek jak skowronek...<br><br>I kiwał dobrotliwie głową.<br><br>Lubił opowiadać, jak to w sześćdziesiątym trzecim roku dowodził pod Wąchockiem oddziałem kosynierów, myliły mu się czasy i ludzie, wodzem powstania był raz Langiewicz, a raz Kościuszko, o Traugucie mówił "Trygut", gubił wątek opowiadania i znów zaczynał od początku.<br><br>- Zaraz... o czym to mówiłem?... Aha... Pod Wąchockiem, pamiętam jak