przyjacielskie ptaki, jakie towarzyszyły mi wiernie na wszystkich wędrówkach po przybrzeżnym lądzie, tu, u siebie, w lęgowisku zamieniły się we wrogą armię furii. <br>Czarne, okrągłe ślepia w białych obwódkach, zieją oburzeniem, szeroko otwarte dzioby miotają jakieś obelżywe wymysły. Hałas trudny do opisania, gęganie, kwakanie, syki. Jest ich tu na wyspie dobrych kilkanaście tysięcy. <br>Ruch jak w wielkim mieście. Każdy gdzie spieszy, biegnie, ważny, przejęty własnymi sprawami Nikt nie ustąpi z drogi. Jakiś zabijaka przepycha się przez środek gromadki, roztrącając inne ptaki, rozdeptując czyjeś gniazda. Tego się tu nie przebacza. Dziobem go. Wystawiając lśniące srebrzystą bielą piersi jak tarcze ochronne pingwinki nacierają