Wiedziałem, że ojciec żartuje, ale uniosłem się na<br>łokciu i obejrzałem na wszelki wypadek. Spojrzałem w głąb zdziczałego<br>sadu za nami, między jabłonie - czy stamtąd ktoś nie nadchodzi? Nikogo<br>nie było.<br> - Tato, wierzysz w czary?<br> Ojciec zapadał w poobiednią drzemkę. Leżał na wznak, z rękami<br>skrzyżowanymi pod głową. - Później porozmawiamy, dobrze? - Odwrócił się<br>do mnie plecami.<br> Patrzyłem na obłoki. Wypatrywałem ptaków, które krążyły nad nami<br>wczoraj, ale niebo było puste. Później<br><br><br><br><br><page nr=168><br>poszedłem za potrzebą. Niedaleko - trochę bałem się iść dalej. I kiedy<br>tam rozmyślałem o panu Słomie, niedźwiedziach i czarownikach, wydało mi<br>się, że słyszę szelest. Wszedłem między kwiaty. Przesłaniały kilka