A może dlatego, że tutejszy śmietnik, który penetrował systematycznie dwa razy dziennie, obfitował w niespotykane gdzie indziej frykasy? Trudno powiedzieć. W każdym razie mieszkańcy przyzwyczaili się do widoku zarośniętego włóczęgi, ubranego w podarty i brudny chałat i z przewieszoną przez ramię dużą torbą, w której z pewnością nosił cały swój dobytek. Nikt się wówczas nie zastanawiał, gdzie i czy w ogóle ma jakiś dom, gdzie sypia i co robi w czasie, gdy nie grzebie w śmietniku. Był po prostu stałym, choć dość szczególnym elementem tutejszego krajobrazu - nie przeszkadzał, nie wchodził w drogę, a więc niczym roślinka mógł sobie przy tym śmietniku