mogąc pochwycić tchu. Gdy się wreszcie uspokoił, zwrócił na Sołomina szeroko otwarte oczy, w których błysnęła przytomność. Oddychał urywanie i szybko.<br>Rotmistrz Sołomin, nie śpiesząc się, zakorkował butelkę i wetknął ją na powrót do kieszeni, wyciągając z kolei rewolwer.<br>- Tak. Teraz przynajmniej patrzysz jak człowiek. Można będzie się z tobą dogadać.<br>Rotmistrz rozsiadł się wygodniej na czymś, co przypominało odwrócone do góry plecy ludzkie i, bawiąc się naganem, przystąpił do badania:<br>- Jak się nazywasz?<br>Chory wpatrywał się w niego ciągle, żarłocznie, jak ryba wyrzucona na brzeg, łykając powietrze.<br>- Gdzie jestem? - wyrzęził wreszcie z wysiłkiem. - W Paryżu, synku, w Paryżu. Nie w