czasem mnie prosił, żebym mu drabiny potrzymał, bo musi<br>wyjść na sam szczyt, żeby dostać do jakiegoś obrazu i kurz zetrzeć.<br> Myślałem więc, że mi już odpuścił to siedzenie w jednym miejscu, i<br>spróbowałem kiedyś przenieść się do innej ławki, bliżej ołtarza, w<br>nadziei, że może stamtąd uda mi się dojrzeć grającą na chórze Annę, a<br>on właśnie, stojąc na drabinie, wielką garścią szmaty, w którą raz po<br>raz popluwał, obcierał twarz jakiegoś świętego. Lecz ledwo się uniosłem<br>z miejsca, a nawet ławka nie wydała jeszcze żadnego skrzypnięcia,<br>natychmiast ten mój zamiar dostrzegł i ostro mnie skarcił:<br> - I po co chce