jak skamieniały, ręka zwisała, była czarna od ziemi i gnoju.<br>Syrena tartaku Foresty zawyła południe.<br>Drogą od dworca szli robotnicy żydowscy otoczeni sześcioma konnymi policjantami.<br>Tam wiatr był większy, zamiatał ślady za nimi, mgła śnieżna sypała się nad drogowskazem.<br>Na zakręcie coś się stało, jeden robotnik upadł, kilku odbiegło, potem doleciał strzał, nikły, jakby ktoś pochylony i nieprzytomny uderzył głową w pusty ul.<br>Pociąg z cysternami wytoczył się na wschód.<br>Mańka poszła z pierzynami za cmentarz.<br>Szerucki usiadł w sieni na odwróconym wiadrze, obmacał skorupiejącą nogawkę, łydka trochę napuchła. Zapalił.<br>Kolana zaczęły drżeć, wsadził ręce w kieszeni.<br>Posłyszał, że Szaja wydał