Oczywiście wszystko, co pisałem, szło na maszynę, ale moje staranne pismo ułatwiało pracę i przyspieszało robotę. A to było bardzo ważne, bo tych sprawozdań było dużo, teren przysyłał je na ostatnią chwilę i trzeba je było jak najszybciej wypchnąć pod koniec miesiąca czy kwartału, nad czym czuwał sam dyrektor. Ale dopiero w gazetce ściennej moje pismo zatriumfowało w całej pełni: kaligrafowałem tuszem nie tylko hasła i podpisy pod zdjęciami, ale krótkie artykuły wstępne, mówiące o najważniejszych rocznicach czy wydarzeniach politycznych. Artykuły te wychodziły przeważnie spod pióra towarzysza Kacperskiego, kierownika personalnego, i wydawało mi się, że powinien patrzyć na mnie przychylnym okiem