pan konsyliarz Drosselmeyer z "Dziadka do orzechów". I dalej w lewo, gdzie rozsuwały się lustrzane drzwi gabinetu ojca. Czasem wydawało mi się, że tam się kryje nieskończoność bajki. A przecież za frontowymi oknami czaiła się rzeczywistość: gmach gimnazjum moje-<br>go taty, kiosk z lizakami, park Sienkiewicza, stukot kopyt i turkot dorożek po bruku, zapach końskiego moczu na postoju, płynące rzeki procesji w Boże Ciało, kiedy nasz dom stawał się wielkim, samotnym okrętem. Ale wewnątrz okrętu była lśniąca czernią biblioteka, moja zbawcza Arka, ta dziwna budowla z kryształowymi oknami na krąg nierzeczywisty, na mój na zawsze świat.<br>Pamiętam pierwsze oczarowanie bibliotecznym kręgiem