Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
do Warszawy.

W tym czasie skończyły się wakacje szkolne. Przychodziłem teraz do kliniki po lekcjach. Portier, pielęgniarki, lekarze witali mnie jak starego znajomego. Zaprzyjaźniłem się również z kilkoma chorymi, którzy leżeli na sąsiedniej sali.

We wrześniu profesor Zieliński pozwolił zabrać matkę do domu. Zjechała windą na dół, sama wsiadła do dorożki, a potem powoli, krok za krokiem weszła na czwarte piętro.

Był to dla niej wiełki wysiłek, ale gdy znalazła się w domu, powiedziała:

- O, tak... Jestem już zupełnie zdrowa.

Przez te długie miesiące choroby matki ojciec zaniedbał swoje sprawy. Coraz rzadziej wpływały zamówienia na odkurzanie mieszkań, urwały się dostawy antracytu
do Warszawy.<br><br>W tym czasie skończyły się wakacje szkolne. Przychodziłem teraz do kliniki po lekcjach. Portier, pielęgniarki, lekarze witali mnie jak starego znajomego. Zaprzyjaźniłem się również z kilkoma chorymi, którzy leżeli na sąsiedniej sali.<br><br>We wrześniu profesor Zieliński pozwolił zabrać matkę do domu. Zjechała windą na dół, sama wsiadła do dorożki, a potem powoli, krok za krokiem weszła na czwarte piętro.<br><br>Był to dla niej wiełki wysiłek, ale gdy znalazła się w domu, powiedziała:<br><br>- O, tak... Jestem już zupełnie zdrowa.<br><br>Przez te długie miesiące choroby matki ojciec zaniedbał swoje sprawy. Coraz rzadziej wpływały zamówienia na odkurzanie mieszkań, urwały się dostawy antracytu
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego