i przestaję się sobie podobać - mówi Agnieszka, która żyje z ołówkiem w ręce, a dietę planuje na dłuższe okresy czasu. Ze służbowych lunchów zrezygnowała już dawno. Jada co godzinę, dwie, malutkie przygotowane przez siebie porcyjki z plastikowych pojemniczków. Od kilku miesięcy w kółko pięć tych samych rzeczy: pierś z kurczaka, dorsz, ryż, pieczone ziemniaki. Do tego codziennie 10, 20 jajek (żółtka oczywiście wydłubuje i wyrzuca do kosza). Zmienia tylko warzywa. Z owocami uważa, bo niektóre mają dużo fruktozy, która dostając się do krwi podnosi poziomi insuliny. Dlatego unika winogron, pomarańczy, bananów, nie ma za to nic przeciw grejpfrutowi.<br>Po pewnym czasie