w Belgii. Przez dwa lata prowadził kawiarnię w Lokeren. - To był niewypał, staliśmy się z żoną niewolnikami własnego biznesu - wspomina. Później ukończył szkołę trenerską działającą przy belgijskiej federacji piłkarskiej, ale sukcesów w tym zawodzie nie odniósł. - To nerwowe i niepewne zajęcie, a na dodatek posadę w AC Milan lub Barcelonie dostają tylko nieliczni - mówi Lubański. - Dlatego wybrałem pracę me- nedżera. Można powiedzieć, że prowadzę małą prywatną hurtownię zawodników. Opiekuję się dwudziestoma piłkarzami, dbam o ich interesy, załatwiam nowe kontrakty, negocjuję z szefami klubów. Większość piłkarzy w mojej grupie to Polacy, ale są też Belgowie, niezły Brazylijczyk, Holender, Ukrainiec i Rosjanin. Moje