podczas rozmaitych zabiegów. O tym, że to był właśnie bigos, świadczyła zarówno jego obecność w żołądku denata, jak i resztki pozostałe w piwnicy.<br>Wszczęto oczywiście dochodzenie, ale sprawa została z czasem zamknięta. Sprawcy otrucia, nieznanego z imienia i nazwiska, bezdomnego nie znaleziono. Rutynowo przesłuchano wiele osób, w tym oczywiście pogryzionego dozorcę, trzynastu aktywnych mieszkańców i jeszcze kilku dodatkowych. Nikt z nich nie miał żadnych związków ani z lekarzami weterynarii, ani z farmaceutami, choć wiele osób hodowało w domu zwierzęta lub miało, na przykład, rodziny na wsi. Oczywiście można było pójść tym tropem, ale byłoby to szukanie przysłowiowej igły w stogu siana