czuł na duchu dr Sigismund Kraft-Durchfreud, równocześnie jednak tym większe odczuwał podniecenie. Przyzwyczajenie zawodowe skłaniało go do analizowania stanów duchowych, z jakimi miał do czynienia u innych, tym razem jednak miał do czynienia z własnym swym stanem duchowym i zanalizowanie go, dla obserwatora z boku łatwe, być może, dla dra Sigismunda K. Durchfreuda było problemem tak trudnym jak podniesienie się w górę za pomocą pociągania za własny tzw. wyrostek słuchowy. Więc też dr Durchfreud ograniczył się do uspokojenia roztrzepotanego w <orig>thoraxie</> pasożyta, zwanego samokrytycyzmem, za pomocą spożycia metaforycznej kulturalnej kapsułki (tak się składało, że im bliżej Centrum, kultura, będąca minimum