chwycił za żelazny dyszel przyczepy, komandor zaparł się z tyłu obiema nogami w piachu, podparł krawędź ramieniem.<br>- Ej, raz - krzyknęli jednocześnie. Przyczepa zakołysała się w przód i w tył i zamarła. Spróbowali jeszcze raz, i jeszcze... .<br>- Nie da rady - głęboko westchnął komandor. -Tu jest jakiś dołek, piach. Żebyśmy mieli choć drąg, wrzuciłoby się to żelastwo do rowu.<br>- Czekaj, czekaj - ciężko dyszał kapitan - a te twoje sto sześćdziesiąt koni nie uciągnęłoby tej przyczepy?<br>- Jasne, że też od razu nie pomyślałem - otworzył bagażnik, wyciągnął zwój nylonowej linki. - Wiąż, tylko mocno.<br>Kapitan supłał linę przy kółku dyszla, komandor zgrabnie, na dwa razy zawrócił na