esencji, wprost proporcjonalnie umocnił się w egzystencji, prezentował się więc nadzwyczaj godnie. "Henryku, powiem ci prawdę" - oznajmił Tęgopytek, spojrzał na mnie inżynier, jakby chcąc potwierdzenie sukcesu znaleźć na mojej twarzy, przybrałem odpowiednią minę, również inżynier twarz odmienił zwracając ją ku Tęgopytkowi, było na niej łaskawe zainteresowanie, uśmiech mu jednak nieco drgał (w rytmie napierającej z zewnątrz na okno martwej fali; dochodziła do wierzchołka futryny), a Robert zaczął mówić na przydechu, tak że jasne było dla słuchaczy, iż wyznanie przychodzi mu z oporem, "przestałem pracować niedawno - mówił Tęgopytek - chcieli mi wytoczyć proces, udało mi się jakoś to załatwić, musiałem się jednak zapożyczyć