ciął z rozmachem<br>Napastliwą groźną blachę.<br>Ciem padały całe stosy,<br>A on wciąż zadawał ciosy,<br>Nietoperzy chmary tępił,<br>Tarczę pogiął, miecz przytępił,<br>Deptał blachę pokonaną,<br>A gdy bój się skończył rano,<br>Stwierdził Jeż swój tryumf świeży,<br>Więc z Doliny Nietoperzy,<br>W której posiał śmierć i trwogę,<br>Wyszedł znów na gładką drogę.<br><br>Mgła, jak zwykle, drogi strzegła,<br>Droga prawą stroną biegła.<br>A gdy świt był niedaleko,<br>Stanął Jeż nad wielką rzeką.<br>Nurt burzliwy i spieniony<br>Tworzył wiry z prawej strony.<br>Jeż to zoczył, lecz nie zboczył,<br>Tylko w środek wirów skoczył.<br>Płynął śmiało jak na połów,<br>A gdy przemógł moc żywiołów,<br><br>Ujrzał