mijali jakąś miejscową personę; czasem znów zasępiała się, rumieniec oblewał jej policzki, szeptała poprzez zaciśnięte wargi: <page nr=86><br>- Bałwan... Dorobił się na piwie, cały dzień do góry brzuchem leży i jakie to miny stroi, jakie fanaberie pokazuje! <br>Albo: <br>- Wydra! Wszyscy wiedzą, że ze szwagrem amory uprawia, ale cóż? - "obywatelka miejscowa", więc nosa drze. <br>Najbardziej lubiła przedostać się za rogatkę do miejskiego lasu. W przeddzień odjazdu Władysława zaprowadziła go tam właśnie. Usiadła wśród polany, w pobliżu zagajnika, zdjęła kapelusz i popadła w oszołomienie. Z początku łapczywie chwytała nozdrzami zapach smółki, jak gdyby niepewna, czy on nie zniknie zaraz, na zawsze. Gdy jednak sosny nie