izdebce zdawała się olbrzymieć jeszcze i sięgać powały...<br><page nr=82> Ta postać jęła teraz przechadzać się po izbie, od ściany do ściany, z rękami założonymi do tyłu wciąż w tym niepokojącym milczeniu! Można było mniemać, że kowal zapomniał zgoła o obecności swego jeńca; odmierzał kroki równe, jednakowe, ciężkie. Zdawał się, chodząc tak, drzemać oczyma zmrużonymi... Ogromny, różnokształtny cień włóczył się za nim po ścianach i powale - ruchliwy i zmienny. Więc Mrowiec wytrzeszczonymi ślepiami biegał to za, tym cieniem, to za jego właścicielem, ogłupiały do cna i wystraszony. Chwilami oblewał się zimnym potem - Ubije mnie tu... nic, ino ubije! - myślał raz po raz z