rozpaczliwie.<br>Przyzwyczaiłam się do spania na liściach, do pożywiania się podpłomykami i wodą, i do pracy na polu od wczesnego świtu do późnego wieczoru. Co noc chodziłam po wodę i owoce.<br>Całymi dniami rozmyślałam. Jedna myśl goniła drugą. Bałam się tego, że nic nie pamiętam, i bałam się tego, co drzemało w moim ciele. Nie miałam z kim o tym porozmawiać. Gdy wymykałam się do lasu, siadałam nad strumieniem i szeptem wyrzucałam z siebie to wszystko, co nagromadziło się podczas dnia. Łzy kapały do rzeki, szeptane skargi płynęły w wilgotne, nocne powietrze, a ja sama, znacznie spokojniejsza, wracałam do Zandiny i