młotek<br>stale się z celem swoim mijał.<br>Toteż po strasznej z skrzynką walce,<br>którą wśród ryków bólu stoczył,<br>pomiażdżył sobie wszystkie palce,<br>zaś sąsiadowi podbił oczy.<br>Dano mu wreszcie święty spokój<br>i odtąd snuł się po plantacji<br>z jakimś niezdrowym błyskiem w oku,<br>wciąż pogrążony w medytacji.<br>O czym tak dumał nasz bohater?<br>Co ważył w duszy swojej mrocznej,<br>jak przyczajony dziko krater,<br>który wnet lawą buchać pocznie?<br>Trudno zdać z tego sprawę zwięźle.<br>Splątane jak w gordyjskim węźle,<br>kłębiły się tam myśli sprzeczne,<br>obrazy żywcem z Boscha wzięte,<br>fantazje zgoła niedorzeczne,<br>uczucia błogie, to znów smętne -<br>Wszystko się zaś kłębiło