było jedno słowo, i dobrze wiedziałem, co to znaczy, bo wszyscy we Lwowie osłuchaliśmy się odrobinę z jidysz, a moja babusia, matka mojej ślicznej mamy, znała ten język tak jak niemiecki, tak samo swobodnie posługiwała się ukraińską mową, a znaczyło to ni mniej, ni więcej, tylko:<br>- A pocałujże mnie w dupę!<br>Głosy, głosy, głosy<br>Uczyliśmy się tego miasta, Esfahanu, którego nazwę ja wywodziłem na własny użytek od imienia bohatera staroirańskich legend i podań - Esfandera, tego miasta z baśni tysiąca i jednej nocy i którego nigdy nie nazywałem Isfahanem - niespiesznie, jakbyśmy wiedzieli, że pozostaniemy tu długo, dłużej niż w Paninie, dłużej niż