jej lewemu brzegowi) pełnej zdradzieckich wyrw i kałuż - tam myślałem o nim, zdejmując buty i brnąc potem boso przez rozlewisko nie do ominięcia, i myślałem, ile siły wewnętrznej zużyłem wtedy, gdy ujrzałem jego twarz, żeby nie wymówić myślą nawet imienia tamtego człowieka, i żeby także nie wspomnieć Jej, umarłej po dwakroć, skoro postanowiłem zamknąć za jej śmiercią drzwi niepamięci, wyszarpnąłem ramię z uścisku Nel, odszedłem do wozu, szczebiotała mi coś potem, czego starałem się nie słuchać uważnie, że umówiła dla nas ładne przyszłe wakacje.<br>On, ten tjapej (traper!), nazywa się, wyobraź ty sobie, Bojys - milcz!, krzyknąłem - Borys, nie najgorzej, a sam