nie miał przekonania. Cerkwi zupełnie mu nie brakowało. Jeśli modlił się, choć rzadko, to w tajdze, na rzece albo w stepie przed zachodem słońca. I to mu wystarczyło, raz na parę lat, gdy poczuł tę niezwykłą potrzebę.<br>Los był dla niego sprawiedliwy. Samowałow nigdy nie zaznał przymusu, chyba że w dzieciństwie, ale to było tak dawno, że zdążył na dobre zapomnieć. Robił, co chciał, wędrował, kędy chciał, miał to, na czym mu zależało. Prócz Ninoczki, ale prędzej czy później zdobędzie ją. Skrytą radością napawało go przeświadczenie, że w każdej chwili może, jeśli tylko napadnie go ochota, znaleźć się w innych stronach