się, prosząc u nóg ich, stary młynarz, jak kamień twardy, zaklął się, że jeśliby ją wydał kiedy za chłopa, to chyba tylko za gospodarza albo za gospodarskiego jedynaka. Cóż mógł biedny Jaś poradzić? Musiał znosić cierpliwie wymówki stryjowe, że go na próżno w swaty na hańbę wyprawił, urągowisko chłopaków i dziewek, że chciał leźć wyżej, nie podrósłszy, a co najgorsza, patrzeć na łzy i smutek swojej Małgoli. Gdy kilka tygodni tak przeszło, a nie było nadziei, żeby młynarz dał się zmiękczyć, Jasiek, wspomniawszy sobie skarby pod Zamkową Górą, postanowił raz jeszcze udać się o pomoc obiecaną do Bony. <br><br>*<br>Podług zwyczaju Bona